poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 46



- To masz mi coś do powiedzenie?-powiedział śmiertelnie poważnym tonem.
-Nie.- oparłam się o blat.
-Nie masz sobie nic do zarzucenia? Nic nie zrobiłaś?
- Nie no jasne, że coś robiłam. Nawet wiele rzeczy, ale właściwie to nic złego.
- A Bruno? To prawda?-zapytał nieco zdezorientowany.
- Noo…nie do końca… Może ustalmy co masz na myśli?
-Byłaś z nim czy nie?- powiedział rozdrażniony.
- Tak.- odwróciłam wzrok, by nie mógł spojrzeć mi w oczy. Tylko westchnął głęboko.
-Spałaś z nim?- raczej stwierdził niż zapytał.
- Nie!- od razu  odpowiedziałam.
-Nie kłam!- krzyknął
-Nie kłamię! Robiłam to tylko 2 razy- po policzkach spłynęły mi łzy.- I oba z tobą.
 
- Nie płacz.- wyszeptał podchodząc do mnie- kocham cię.
- Ale mi nie wierzysz- wyrwałam się.
- Wierzę.- przytulił mnie jeszcze mocniej.- Wierzę. Przepraszam, bo ja… uwierzyłem nie temu facetowi.
-To ja przeprasz…- nie pozwolił mi dokończyć, bo połączył nasze usta.
- Już nie ważne. Nie obchodzi mnie to co było. Teraz obchodzi mnie tylko TU i TERAZ.- a teraz chodźmy spać- ziewnął.
Poszliśmy na górę. Ja poszłam pod prysznic, a Harry do sypialni. Wreszcie spłukałam z siebie stresy minionych dni. Ciekawe co teraz robi Megie i Niall. Chyba im przeszkodziliśmy. Wyszłam z łazienki owinięta szczelnie w ręcznik. Położyłam się i szybko zasnęłam w jego objęciach.
Obudziłam się, ale obok mnie nie leżał wcale Harry tylko Meg. Zdziwiłam się bo jestem pewna, że zasypiałam przy Harrym. Cichutko wyszłam z pokoju i w łazience szybko założyłam szlafrok, bo po całej nocy dalej miałam na sobie ręcznik. Zeszłam na dół i zastałam Harrego kręcącego się po kuchni.
-Hejka-powiedziałam bez przekonania.
- Cześć kochanie.- odwrócił się zaskoczony.
-Co robisz?- zapytałam wesoło.
- Właściwie to nie do końca wiem.- był wyraźnie zakłopotany.
- Pomóc?
-jeszcze nie ma w czym. Właściwie tylko stoję i czekam.
-Na co?- zdziwiłam się
- Aż przywiozą żarcie bo ja kompletnie nie umiem gotować.- zaśmiał się- A tak w ogóle to „Niebieska” nad ranem wykopała mnie z łóżka. Stwierdziła, że Niall chrapie i to jest jej „miejsce awaryjne”. No i tym sposobem nie śpię od 4.00.-Ziewnął.
- Oooo… mój ty bidny.- przytuliłam go.- Ale Megie ma rację, to jej „miejsce awaryjne”. Moje „miejsce” jest u niej.- wzruszyłam ramionami. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Rozpuściłam włosy zakrywając uszy i otworzyłam. Niski facet wetknął mi zamówienie i kartę do podpisania. Szybko podpisałam, a on równie szybko poszedł rzucając tylko- Opłacone z góry.
Weszłam do środka i dałam papierową, dużą torbę Harremu, który szybko wyjął i wręczył mi mniejszą tobę z napisem „Słoneczko”. Oboje zjedliśmy szybko zawartość swoich toreb (ja dostałam ciepły rogalik z białym serem i Cappucino). Na dół zeszła Meg i Alice.- Hejka- powiedziały niemal równocześnie. obie dostały papierowe torby z napisami „Ali” i „ Niebieska”(Harry zawsze tak mówi o Megie)- Ali jedz szybko, bo wychodzimy.
- Gdzie?- zapytała zaspanym głosem, a ja zamiast jej odpowiedzieć poleciałam szybko na górę się ubrać. Zarzuciłam coś na siebie i zbiegłam na dół. W locie złapałam Ali i pocałowałam Harrego- To papa, wracamy za… dłuuuugo!
Po parunastu minutach doszłyśmy do niewielkiego centrum handlowego. Latałyśmy w tę i z powrotem po wszystkich sklepach. Gdy na zewnątrz było już całkiem ciemno zaczęli nawoływać, by kierować się do wyjścia. Dopiero wtedy poszłyśmy do domu.

środa, 16 września 2015

Rozdział 45

Obudziłam się czując ciepło bijące od niego. Uśmiechnęłam się pod nosem chłonąc jego zapach. Na głowie czułam jego dłoń gładzącą moje włosy. Nie chciałam się poruszyć, bo bałam się, że może przestać. Po chwili trwania w bezruchu na moim czole poczułam jego rozgrzane usta

.- dlaczego tak ciężko cię nienawidzić?- powiedział, a jego oddech ginął gdzieś w mych włosach. Chyba sądził, że śpię.- Tak bardzo chciałbym móc po prostu odejść nie martwiąc się o ciebie. Chciałbym po prostu przestać cię kochać, ale teraz wiem nie nie potrafię.- westchnął głęboko.- Co ja mam zrobić? Wybaczyć ci? Chciałbym- prychnął.- Tak zwane mniejsze zło, co? - zaśmiał się cicho.- to jest mniejsze zło.- stwierdził sam do siebie. - Kocham ci...


- nie zdążył dokończyć, bo z całym impetem wpiłam się w jego usta.- Mmmm...mmm.. ty cały czas słuchałaś?- zamiast odpowiedzieć znowu złączyłam nasze usta. Po chwili doszły języki łącząc się w cudowny, namiętny taniec. Harry wsunął delikatnie dłoń pode mnie i przekręcił na plecy. Całym tułowiem "zawisł" nade mną. Tylko nogi zostały na miejscu. Harry znowu wsunął swoją dłoń pode mnie, ale tym razem pod bluzkę. Szybko i zręcznie rozpiął mój stanik. To był dla mnie sygnał startowy. Jakby na czas zaczęłam szybko rozpinać jego koszulę, ale zanim odpięłam pierwszy guzik Harry oderwał się. Popatrzył na mnie pytająco, a ja już wiedziała co mu chodzi pogłowie. Nie zwracając już na nic uwagi zaczęliśmy zrzucać z siebie ubrania. Wszystko latało po całym pokoju. Dorwaliśmy siebie nawzajem i już nic nie mogło nas zatrzymać. Zaczął całować mnie po szyi, a ja zaciskając nogi na jego biodrach modliłam się by nie spaść. Błądziłam palcami w jego włosach. po chwili Harry podszedł do łóżka i delikatnie mnie odkładając zdjął ostatni przeszkadzający element. Był gotowy. Patrzyłam na niego chłonąc całość. nie widziałam się, ale wiem, że oczy rozbłysły mi czystym pożądaniem. Patrzyłam w słodkim wyczekiwaniu. Bez zbędnych słów usiadł przede mną i położył moje nogi na swoich. Delikatnie wszedł we mnie i zaczął napierać. Zacisnęłam oczy i dłonie. Chwyciłam pościel i zaciskając pięści rozkoszował się słodkim bólem. nie mogąc dłużej być cicho zaczęłam cicho jęczeć, a potem głośniej i głośniej. Harry też jęczał i z każdym dźwiękiem przyśpieszał.. Po czasie który ciągnął się mi w nieskończoność najpierw Głośno jęknęłam po czym gwałtownie nabrałam powietrza. Zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze. Harry pchnął jeszcze kilka razy i też odetchnął. Położył się wykończony obok mnie. Po patrzyliśmy na siebie i jeszcze dysząc zaczęliśmy się śmiać.- Teraz było lepiej niż wtedy.- wspomnienia pierwszego razu.
- Najwyraźniej- uśmiechnął się
 
- chyba pół miasta słyszało twoje jęki.- przekomarzał się
- A twoje to nie?- też zachichotałam, a on z rozbawieniem przewrócił oczami.
- Wody.- wydyszał, a ja tylko przytaknęłam.
założyłam szybko jakąś piżamę i razem zeszliśmy na dół. Na schodach Harry objął mnie ramieniem, ale słysząc jak ktoś na dole się obściskuje szybko zabrał rękę. Spojrzałam na niego z miną "SERIO?", a on tylko wzruszył ramionami. Zeszliśmy na sam dół i zobaczyliśmy Megan i Niall'a mizdrzących się na  kanapie mojej babci. Ja oczywiście udawałam, że nic nie widzę, ale nie dało się nie patrzeć. Niall widząc nas szybko się poderwał i zaczął poprawiać sweter. Meg też się obejrzała i zaczęła poprawiać spodnie i zapinać stanik. widać wszystkim jedno na myśli. Widząc ich speszenie chwyciłam rękę Styles'a i weszłam do kuchni.- Fiu, fiu.- zagwizdał- nie tylko ja dziś "żeruję" na niewiastach tego domu.- zaśmiał się
- Masz i pij- podałam mu szklankę soku- i nic już nie mów- dodałam kręcąc z rozbawieniem głową. gdy oboje wypiliśmy Harry spoważniał- Chyba musimy pogadać... -Czemu musiało mu się przypomnieć?        

poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 44



 
Do Sali weszły one. Moje najdroższe, najwspanialsze przyjaciółki. Rzuciłam im się na szyje i mocno wyściskałam.-Alice! Eva! Jejku, tak strasznie tęskniłam. Ojej jak wy się zmieniłyście. Ali, kwitniesz przy tym Bieberze. A ty…- chciałam powiedzieć coś miłego, ale nic nie przychodziło mi do głowy.- wyglądasz strasznie. Czyżbyś już całkiem rzuciła jedzenie? Ten TYP o ciebie w ogóle nie dba!
-Dba! To ja o siebie nie dbam- powiedziała przepraszającym tonem
- No dobrze- uśmiechnęłam się
-A co u ciebie i tego napalonego loczka?- Alice zapytała zadziornym tonem. W odpowiedzi odwróciłam wzrok czując napływające łzy- Hej co jest?- uśmiech znikł z jej twarzy. Na szczęście uratowała mnie Megie- Rose, przyniosłam ci ubranie.- wyszczerzyła zęby w uśmiechu.- Och…- westchnęłam. To właśnie moja Meg. Jest taka troskliwa.- Dziękuję.-przytuliłam ją, a ona jak radar-Wszystko okay?- pokiwałam szybko głową, ale po jej oczach widzę, że mi nie wierzy. I ma rację.
-Wszyscy wyjechali na święta- powiedziałam myśląc o watasze zamieszkującej nasz dom. Mam nadzieje, że Crage jest uczciwy i, że zapłacił za ostatni tydzień. Meg tylko przytaknęła nic nie mówiąc. Nagle na sali rozległ się dzwonek. Spojrzałam w stronę źródła dźwięku i napotkałam tam Bruna- Yhm…tak…rozumiem…tak…dobrze…- i się rozłączył. Podszedł do mnie, złapał za ręce i zaczął się tłumaczyć- Rose, koch…znaczy dasz sobie radę, prawda? Muszę iść. Casper… wiesz jaki on jest. Znowu narozrabiał i wzywają mnie. Ale poradzisz sobie? Tak? Na pewno? Dasz radę?- pocałował mnie…nie wiem jak to określić… rzęsiście? W policzek i wyszedł. 
 Meg też w między czasie poszła, ale teraz i tak nie miałabym dla nich czasu. Jest Alice i Eva, a my tak długo nie gadałyśmy. Chwile plotkowałyśmy o naszych…ich miłościach i o naszej…ich szkole. Nagle wpadł doktorek, wcisnął mi jakiś druczek i długopis. Przeczytałam „wypis” i natychmiastowo podpisałam. Potem dał to samo Meg (chyba się jej bał) i poszedł.- idę do toalety.- powiedziała smerfetka i też wyszła. Szybko się przebrałam i z powrotem zajęłam się rozmową. Znowu nam przerwano. Tym razem to Harry. Niósł coś parującego.- pij- powiedział oschle. Był szorstki, ale w troskliwy sposób. Robimy postępy. Szybko oprurzniłam kubek pod czujnym okiem Styles’a.  
Po chwili wróciła Megie i po zapachu poznałam, że była na fajku, albo fajkach. O kurwa, też chce zapalić.- Meg daj mi but to już będziemy szli.- już chciałam wyjść z tego szpitala. Meg zrobiła wielkie oczy- Tak się składa, że ich nie wzięłam- wydukała.
-Oh…- takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam- no to pójdę na bosaka- nie traciłam zapału, ale moje plany legły w gruzach, bo zanim się obejrzałam Harry chwycił mnie i podniósł  (oczywiście musiał głęboko westchnąć.)- chodźmy- powiedziała zadowolona Megie. Szliśmy korytarzami, aż doszliśmy do drzwi. Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz zaczęłam szczękać zębami i cała się trząść. Harry mocno mnie przytulił i w miarę możliwości okrył płaszczem. Mimo jego starań cała przemarzłam. Zaniósł mnie szybko na górę i położył do łóżka. Okrył szczelnie kołdrą i 2 kocami, ale i tak nie mogłam przestać  dygotać. Zrezygnowany spojrzał z politowaniem, po czym zaczął się rozbierać. Zdjął płaszcz, buty oraz jeansy  i wślizgnął się pod kołdrę. Obiął mnie i mocno przywarł całym sobą oddając całe ciepło. Nie minęło 5 minut i już spałam. 

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 43

 
Otulona w kołdrę patrzyłam jak zbliża się do mnie. Na twarzy miał szeroki uśmiech, a ja czułam narastającą wściekłość.-  Jak mogłeś! Ufałam ci! Myślałam, że masz choć odrobinę przyzwoitości! Luckiego sumienia!-rzuciłam się na niego z pazurami.
-Rose! Przestań! Nic to nie da z twoją siłą! poza tym to nie ja!
- Ale wiesz o co chodzi! To twoja wina!- wrzeszczałam dalej usilnie "dusząc" go.
-Rose! Rosy.- uspokajał mnie, a ja opadłam na pościel. Ukryłam twarz w dłoniach czując napływające łzy.- Rosy, nie płacz. to nie twoja wina. ani twoja, ani moja.
- Ale chciałeś tego- spojrzałam na niego zapłakana.
-Nie. Zależy mi  na tobie, ale nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego. doskonale wiem, że tylko bym cie zranił.
- Skoro to nie ty, to skąd wiesz o co mi chodzi?
- Bo widziałem jak Harry i reszta pobili Caspra. To jego wina.
- Pobili go, a ty nic nie zrobiłeś?- jak on mógł spokojnie na to patrzeć
- Bo mu się należało i chętnie sam bym go pobił.- uniósł się złością.-Obiecuję, że wyjaśnię wszystko z Harrym.
-Nic już lepiej nie rób. Po prostu mnie wspieraj, jak przyjaciel- mocno go przytuliłam.

 Nagle Bruno mnie odsunął.- To Harry.- oświadczył, a ja w drzwiach zobaczyłam tylko znikający fragment jego płaszcza.- Harry!- zarwałam się z łóżka i pobiegłam za nim.-Harry!- wołałam za nim. Biegłam za nim i biegłam. i gdy wreszcie miałam złapać go za ramię... wyryłam o podłogę z wielkim HUK!!- Rose! Ja pierdole! nic ci nie jest?!- Harry wreszcie się odwrócił i na mnie spojrzał.- cały świat wirował i nie byłam w stanie sama wstać. Styles pokręcił głową, westchnął i podniusł mnie z podłogi. Po chwili delikatnie odłożył mnie na łóżko.- Czy ty musisz być taką pieprzoną niezdarą!- zaczął na mnie krzyczeć. Chciałam zaprotestować, ale w tej sytuacji miał rację.- Zawsze muszę się o ciebie troszczyć! Jak tu mieć cie w dupie, kiedy nie umiesz o siebie zadbać! - potarł dłońmi twarz.-zajmij się nią.- zwrócił się do Bruna, ale nie spojrzał na niego. Głęboko westchnął i wyszedł. nagle Bruno zerwał się z łóżka- Hej Rose, spójrz!- patrzył przez okno. Podeszłam do niego. Za oknem była już noc. Jedynie drzwi szpitala były oświetlone słabymi żarówkami. Na szybie dostrzegłam osadzające się słabe płatki śniegu. Nagle rozpromieniałam śledząc wzrokiem każdy pyłek białego puchu. Przez to wszystko zapomniałam, że do świąt został zaledwie tydzień (+/- 3 dni Pogubiłam się w rachubie czasu). przypomniały mi się te piękne czasy gdy wigilię spędzałam u rodziny Alice, a resztę ferii u babci. A także te czasy jak święta mogłam spędzić w domu. łza zakręciła mi się w oku jak pomyślałam o rodzicach. W zasadzie kompletnie nie rozumiem ich postawy. A teraz tak myśląc to nie rozumiem większości dorosłych. Rodzice. Co to znaczy? Teraz, w naszych czasach chyba nic. Tu nie chodzi tylko o moich rodziców, ale też o Meg, Idy i innych osób, których imiona i tak wam nic nie mówią.
 
No właśnie Alice! co się z nią dzieje? I co z aniołkiem? I jak na zawołanie do sali weszły...